Nabożeństwo rozpoczęło się pieśnią i modlitwą dziękczynną. Przeczytano trzy fragmenty psalmów. „W utrapieniu moim wzywałem Pana, i wołałem do Boga mego; wysłuchał ze świątyni swojej głos mój, a wołanie moje przed obliczem Jego przyszło do uszu Jego. Wtedy się ziemia wzruszyła i zadrżała, a fundamenty gór zatrzasnęły się, i wzruszyły się od gniewu Jego” (Ps.18,7-8). „Bóg nad Bogami, Pan mówił i przyzwał ziemię od wschodu słońca aż do zachodu jego. Objaśnił się Bóg z Syjonu w doskonałej ozdobie. Przyjdzie Bóg nasz, a nie będzie milczał, ogień przed twarzą Jego będzie pożerał, a około niego powstanie wicher gwałtowny. Przyzwie z góry niebiosa i ziemię, aby sądził lud swój, Mówiąc: Zgromadźcie mi świętych moich, którzy ze mną uczynili przymierze przy ofierze. Wtedy niebiosa opowiedzą sprawiedliwość Jego, albowiem sam Bóg jest sędzią. Sela! Słuchaj ludu mój! Ja będę mówił; słuchaj Izraelu! a oświadczę się przed tobą; jam Bóg, Bóg Twój jam jest” (Ps.50,1-7).

Apel ewangelizacyjny poprowadziła młodzież ze zboru. Sabat był ostatnim dniem Tygodnia Modlitw Młodzieży, więc Maciej i Nastia podzielili się swoimi doświadczeniami. Nastia opowiedziała, jak modliła się o to, by tydzień modlitw znalazł dla siebie odpowiednie miejsce i żeby frekwencja była zadowalająca. Bóg odpowiedział na modlitwy. Maciej podzielił się doświadczeniem, w którym ukazał dzieło Boga w tzw. „małych rzeczach”, które czasem dla ludzi okazują się sprawami błahymi, którymi jakoby nie warto było zajmować Bogu czas. Maćka bolały plecy. Silny ból je rozdzierał. Wiedział, że normalnym trybem rzeczy zajmie to dużo czasu, zanim wróci do formy, więc poprosił Boga i przez jedną noc ból minął niczym ręką odjął.

Po apelu nastąpiło studium szkoły sobotniej, gdzie w małych grupach rozważany był temat „Kościoła Walczącego”, czyli zmagań zborów chrześcijańskich na przestrzeni wieków na podstawie ks. Objawienia i umieszczonych tam listów do „siedmiu zborów”. Efez, Smyrna, Pergam, Tyjatyra, Sardes, FIladelfia i Laodycea – te realne miasta i realne zbory w Azji Mniejszej posłużyły Bogu jako ilustracja dziejów kościoła na przestrzeni wieków, aż do przyjścia Chrystusa. Uczestnicy zastanawiali się, na czym polegały poszczególne problemy i co Bóg cenił sobie u chrześcijan w każdej z tych epok. Zbór Boży zawsze przechodził próby, które miały na celu zniszczenie go.

Druga część nabożeństwa była niezwykle uroczysta, jako że była to pamiątka Wieczerzy Pańskiej. Kazanie wygłosił pastor Krzysztof Romanowski. Pytał retorycznie, kto tak naprawdę zabił Chrystusa? Czy byli to knujący przeciw Mesjaszowi faryzeusze, owi ówcześni przywódcy Kościoła? Czy był to tłum, ówczesny lud Boży, który jeszcze niedawno witał Chrystusa wjeżdżającego na osiołku do Jerozolimy okrzykami „Hosanna królowi Dawidowemu”? Czy był to Piłat, który umył ręce i pod wpływem nacisków skazał niewinnego człowieka na śmierć? Czy był to może sanhedryn, który poczuł, że jego władza religijna została zagrożona? Czy może strach uczniów? Czy zdrada Judasza? Można by tak wyliczać i znajdować słuszne argumenty za tym, by winnych tej zbrodni znaleźć i osądzić. Wszystkie te rzeczy, jakkolwiek prawdziwe, nie znajdują jednak pełnego wytłumaczenia, ponieważ tak naprawdę nasze własne grzechy były przyczyną, dla której Chrystus, ów Baranek za grzech świata, musiał przyjść tu na ziemię i oddać swoje życie, by można było uratować tych, którzy będą chcieli z tego skorzystać. Tym wydźwiękiem zakończyło się kazanie. Siostra Szambelan zaśpiewała pieśń, której słowa „To nie ludzie Cię zdradzili, lecz mój grzech; To nie gwoździe Cię zraniły, lecz mój grzech” podsumowały usłyszane treści wygłoszonego kazania. Następnie Zbór przystąpił do ceremonii umywania nóg, ustanowionej przez Chrystusa podczas ostatniej wieczerzy. „Tak i wy powinniście sobie nogi umywać”. Obrządek ten ma za zadanie przypominać i symbolizować gotowość niesienia pomocy i służby jednych wobec drugich. Następnie Zbór podzielił się chlebem, symbolizującym złamane ciało Chrystusa i winem, symbolizującym krew Zbawiciela.

Tak zakończyło się to szczególne, sobotnie nabożeństwo.

M.L.

fot. Karolina Sociak