Co mamy, czego od Chrystusa wcześniej byśmy nie otrzymali? Co poznaliśmy, czego nam nie objawił? Co osiągnęliśmy bez Jego pomocy? W czym zwyciężyliśmy bez Jego mocy? Mamy czym chlubić się poza Jezusem?

Jedynie Chrystus Czy są dwa inne słowa, które wspanialej wyrażają syntezę Ewangelii? Które lepiej opisują istotę, treść i sens wiary? Które doskonalej charakteryzują poznanie Bożej miłości i zbawienia? Solus Christus Jedynie Chrystus. Słowa te nie tylko wyrażają prawdę o tym, że Jezus jest jedynym odkupicielem rodzaju ludzkiego (1 P 1:18-19), jedynym zbawicielem świata (Dz 4:12), jedyną nadzieją dla świata (J12:32, 1 Tym 4:10), jedyną drogą prowadzącą do Boga Ojca (J 14:6), jedynym pośrednikiem między Bogiem, a człowiekiem (1 Tym 2:5), jedynym orędownikiem w niebie (1 J 2:1-2), jedynym przebaczającym grzechy człowiekowi (Dz 8:22), jedynym oczyszczającym i uwalniającym go z grzechów (1 J 1:7), jedynym obrazem Boga Ojca (Kol 1:15, J 14:9-10), jedyną głową Kościoła (Kol 1:18), jedynym pasterzem Kościoła (J 10:11-18), jedynymi drzwiami prowadzącymi do zbawienia i nieba (J 10:7-9), jedynym lekarzem i jedyną ucieczką chrześcijan (Mt 11:28), jedyną ich chlubą (Gal 6:14, Rz 15:17) a także jedynym obiektem czci (Rz 11:36, Mt 4:10) i społeczności wierzących (1 Kor 1:9). Wyrażają one również prawdę, że Chrystus jest Początkiem i Końcem (Ap 1:8, 21:6, 22:13), Alfą i Omegą oraz Pierwszym i Ostatnim (Ap 22:13).

Lecz zawarta jest w nich jeszcze jedna fundamentalna prawda, której tajemnicę zgłębiać będziemy do końca swoich dni: zależność naszego chrześcijańskiego życia od Chrystusa we wszystkich jego przejawach. Solus Christus!


Nie moja wiara


Zależność od Jezusa przejawia się już w najbardziej podstawowej sferze życia chrześcijanina: w wierze w Jezusa: „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10:17 BT). Nie istnieje „moja” wiara w Chrystusa. Wiara w Syna Bożego nie jest „moją” wiarą, to Jego wiara zrodzona we mnie. On jest jej twórcą, a ona Jego darem zrodzonym w naszych sercach Jego Słowem. Tę wiarę zrodziła historia Jego życia, Jego miłość, odkupieńcza ofiara, czyny, słowa i Jego obietnice zapisane w Jego Słowie. Zrodził ją Jego głos, który usłyszeliśmy i za którym podążyliśmy, zrodziło Jego niezwykłe dzieło stworzenia, na które patrzymy i które podziwiamy. Wierzymy w Chrystusa ponieważ On objawił nam siebie, a Jego miłość, słowa i czyny poruszyły nasze serce i wzbudziły w nim wiarę. Solus Christus!

Wiara w Jezusa jest Bożym darem, ponieważ Jezus jest Bożym darem: „Łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie jest z was, dar to Boży jest” (Ef 2:8-9). Zatem, łaska, Jezus, zbawienie oraz wiara są Bożym darem. Spójrzmy na te wersety: „Szymon Piotr, sługa i apostoł Jezusa Chrystusa, tym, którzy dzięki sprawiedliwości naszego Boga i Zbawiciela Jezusa Chrystusa otrzymali tę samą, co my, cenną wiarę” (2 P 1:1 BP), „Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił” (Rz 12:3), „A w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi. Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę mądrości, drugi przez tego samego Ducha mowę wiedzy, inny wiarę w tym samym Duchu…” (1 Kor 12:7-9.11). „Swojej” wiary w Boga nie wypracowaliśmy, nie jest naszym wytworem, decyzją woli, czy rezultatem życiowych doświadczeń i poszukiwań. Boży dar wiary nigdy nie przeistoczy się w „moją wiarę”, ponieważ wiara w Chrystusa zawsze jest darem Boga i owocem działania Jego Słowa przez Ducha Świętego na serce, które dla Jezusa się otworzyło. Wiarę w Jezusa możemy przyjąć lub odrzucić – wraz z Jezusem i Jego Słowem. Boża wiara jest „nasza” tylko dlatego, że przyjęliśmy ją od Boga w darze, aby zwyciężać świat: „Bo wszystko co się narodziło z Boga zwycięża świat; a to jest zwycięstwo, które zwyciężyło świat, wiara nasza” (1 J 5:4). Gdy poznawszy Jezusa i Jego zbawczy dar mówimy „wierzę w Jezusa”, to wyrażamy ustami to, co Słowo Boże zrodziło w naszym sercu – wiarę: „Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” (Rz 10:10 BT).

To biologia Bożej wiary. Gdy ziarno Bożego Słowa, które jest Słowem życia, padnie na otwarte serce, zrodzi wiarę, a ona wyda swój owoc. Wiara jest naturą Słowa Bożego. Można ją jednak odrzucić, tak jak odrzucić można Słowo Boże i odrzucić Chrystusa. Ponieważ Słowo Boże jest Słowem Chrystusa, to wiara zrodzona w sercu człowieka, które Go wpuściło, jest dziełem i zasługą Chrystusa. Solus Christus!

Kiedy przyglądając się bogatej przyrodzie, niezwykłej i złożonej budowie człowieka, a także poznanej cząstce wszechświata z prawami nim rządzącymi, mówimy „wierzę w Boga”, to wyrażamy ustami to, co wspaniałe Boże stworzenie zrodziło w naszym sercu: wiarę w Stworzyciela. Wiara w Stwórcę jest owocem poznania wielkiego dzieła stworzenia. Tę wiarę wzbudziło w nas nie nasze poznanie, lecz niezwykły obiekt, który poznaliśmy – Jego stworzenie. Lecz i w tym przypadku wiara w Boga-Stworzyciela jest skutkiem Bożego Słowa, ponieważ cała materia ożywiona i nieożywiona powstała Słowem Chrystusa (Ps 33:6; J 1:1-3; Hbr 1:2, 8-10). „Niebiosa opowiadają chwałę Boga, a firmament głosi dzieło rąk Jego” (Ps 19:2). Apostoł Paweł w liście do Rzymian mówi, że człowiek oglądający wielkie dzieło stworzenia, nie ma nic na swoją obronę i usprawiedliwienie niewiary w Boga, gdyż Bóg objawił się w dziele swojego stworzenia. Jeśli patrzy na Boskie stworzenie i nie rodzi się w nim wiara i pragnienie oddania chwały Bogu, to dlatego, że ma zaćmione i nierozumne serce, a od powątpiewania stracił zdolność poprawnego myślenia. W takim stanie umysłu i serca może latami patrzeć na cud życia i stworzenia, na fenomen własnego istnienia, i nie zobaczyć w nich Boskiej ręki. „Ponieważ to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił. Bo niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem, tak iż nic nie mają na swoją obronę, dlatego że poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności. Mienili się mądrymi, a stali się głupi” (Rz 1:19-22).

Posługując się analogią, możemy zastosować myśl Pawła również do człowieka, który poznawszy odkupieńczą ofiarę Jezusa i Jego miłość, która zaprowadziła Go na Golgotę, odrzuca Go. Człowiek o szczerym, nie zaćmionym i nie zatwardziałym sercu, kiedy zobaczy ukrzyżowanego Chrystusa mówiącego „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”, a wcześniej „przyszedłem, aby oddać swe życie na okup za wielu”, nie odwróci się od tej miłości i tego daru. Dlaczego miałby to zrobić i nie przyjąć go? Dlatego, że ofiarowywany dar jest zbyt wielki, albo Jego miłość przekracza nasze wyobrażenie miłości? Otwarte, szczere i nie zaćmione serce – również bólem swojego oraz innych cierpienia – nie odrzuci daru Jezusa, ale przyjmie go. „Kto Mnie odrzuca i nie przyjmuje moich słów, ma swego sędziego: Słowo, które głosiłem – ono sądzić go będzie w dniu ostatecznym” (J 12:48). Odrzucenie Jezusa i Jego Słowa będzie sądzić człowieka. Jeśli ktoś nie potrafi uwierzyć w Jezusa, a szczerze chciałby, musi poprosić Boga o wiarę i wsłuchać się w Jego Słowo. Kiedy niewierzący mówi, że nie wierzy, mówi prawdę, gdyż wiary nie można sobie narzucić. Nikt sam z siebie w Boga nie uwierzy. Może jednak zrozumieć, że wiarę w Boga nie dopuszcza jego zaćmione serce i zaciemnione myśli. Duch Święty może rozjaśnić takie serce oraz umysł, który nie potrafi zrozumieć współistnienia na świecie dobra i zła, cierpienia i miłosiernego Boga. Duch Święty może uleczyć każde serce zaćmione bólem oraz umysł pogrążony w ciemności zwątpienia. Osoby niewierzące tłumaczą swoją niewiarę „poznaniem prawdy” o nieistnieniu Boga, tymczasem tę niewiarę tłumaczy ich „zaćmione serce” i „zaciemniony umysł”, które odrzuciły Chrystusa. Wiara jest owocem spotkania człowieka o otwartym sercu z Chrystusem i Jego Słowem, niewiara natomiast jest owocem zaćmionego serca i zaciemnionego umysłu, które odrzuciły Chrystusa: „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (Ap 3:20), „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam odpocznienie” (Mt 11:28 BB).


Nie moja zasługa


Pojawienie się wiary w Chrystusa w sercu otworzonym dla Niego, nie jest więc naszą zasługą, gdyż to owoc działania Jego miłości, Słowa i Ducha Świętego. To taka sama prawda jak ta, że nie my znaleźliśmy Boga, ale On nas odnalazł (Łk 15:1-7); nie my Go poznaliśmy dzięki zdobytej wiedzy, ale to On dał nam poznać siebie w prawdzie przez Ducha Świętego, który nas w nią wprowadził, a my ją przyjęliśmy. To zasługa Chrystusa. Solus Christus! „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15:16). Nie myśmy Jezusa wybrali i nie myśmy Go pierwsi umiłowali, lecz uczynił to On (1 J 4:10.19). Nawet Duch Święty w dziele ukazywania nam Chrystusa nie mówi od siebie, lecz czerpie od Chrystusa: „bo nie będzie On mówił od siebie, lecz przekaże wam wszystko, co usłyszy… ponieważ z mojego weźmie i wam objawi” (J 16:13-14 BWP). Na Jezusa nie „trafiliśmy” przypadkowo, nie „odkryliśmy” Go własnymi staraniami i zdobytą wiedzą, nie „odnaleźliśmy” po życiowych doświadczeniach. Nie było w tym naszej zasługi, gdyż to Bóg Ojciec pociągnął nas do swojego Syna w działaniu Ducha Świętego, na które odpowiedzieliśmy: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał” (J 6:44). Jeśli późno się to stało, to dlatego, że nie byliśmy zainteresowani poznać Go wcześniej i odrzucaliśmy Go z jakiś przyczyn. Tym, co przeszkodziło nam przyjąć Jezusa wcześniej, byliśmy my sami. Tym, co przeszkodziło Bogu wcześniej dotrzeć do nas, też byliśmy my sami. On prawdę i swoją miłość stale nam ukazywał, lecz jej nie widzieliśmy, wyjaśniał ją i tłumaczył, lecz my jej nie rozumieliśmy, mówił do nas, lecz Go nie słuchaliśmy, pukał do naszego serca, lecz Go nie wpuszczaliśmy. Lecz gdy nadszedł czas, kiedy wpływ na nas Ducha Świętego przyniósł owoce i zapragnęliśmy Go poznać całym sercem, dał nam się odnaleźć i przyjęliśmy Go: „A szukając mię, znajdziecie; gdy mię szukać będziecie ze wszystkiego serca swego, dam się wam zaiste znaleźć, mówi Pan…” (Jer 29:13-14 BG). Solus Christus!

Słowo Boże jest ziarnem, które gdy padnie w serce szczere i otwarte, zrodzi wiarę. Dlatego Boże ziarno jest głównym atakiem szatana już od chwili, kiedy pada w serce człowieka: „Ziarnem jest Słowo Boże. A tymi na drodze są ci, którzy wysłuchali; potem przychodzi diabeł i wybiera słowo z serca ich, aby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. A tymi na opoce są ci, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, ale korzenia nie mają, do czasu wierzą, a w chwili pokusy odstępują. A to, które padło między ciernie, oznacza tych, którzy usłyszeli, ale idąc drogą wśród trosk, bogactw i rozkoszy życia, ulegają przyduszeniu i nie dochodzą do dojrzałości. A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc” (Łk 8:11-15). Szatan wie, że Słowo Boże objawiające miłość Boga do człowieka w ofierze Jego Syna, może zmienić zatwardziałe i zaćmione serce: „Gdyż jak deszcz i śnieg spada z nieba i już tam nie wraca, a raczej zrasza ziemię i czyni ją urodzajną, tak iż porasta roślinnością i daje siewcy ziarno, a jedzącym chleb, tak jest z moim Słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem” (Iz 55:10-11). Wie również, że przyjęte Boże Słowo jest w stanie w działaniu Ducha Świętego skruszyć serce twarde jak skała: „Czy moje Słowo nie jest jak ogień – mówi Pan – i jak młot, który kruszy skałę?” (Jer 23:29). Dlatego, kiedy ziarno Bożego Słowa pada w serce człowieka, szatan potraja wysiłki, aby przyjemności, troski dnia codziennego i pokusy, zagłuszyły je i zadusiły w zarodku, i nie wydało ono owocu. Doskonale wie, że Słowo Boże będzie skutecznie działać w tym, kto mu zaufał i przyjął do serca: „A przeto i my dziękujemy Bogu nieustannie, że przyjęliście Słowo Boże, które od nas słyszeliście nie jako słowo ludzkie, ale, jak jest prawdziwie, jako Słowo Boże, które też w was wierzących skutecznie działa” (1 Tes 2:13). Wie wreszcie, że Słowo Boga jest najlepszą ochroną człowieka przed pobłądzeniem: „W sercu moim przechowuję słowo Twoje, abym nie zgrzeszył przeciwko Tobie” (Ps 119:11). Solus Christus!


Jego chluba


Nawet chrześcijaninowi może być bardzo trudno przyjąć prawdę, że absolutnie wszystko co poznał, osiągnął, zrozumiał i w czym zwyciężył, jest nie jego, lecz Bożą zasługą. Nie poddane Chrystusowi egocentryczne „Ja”, będzie próbowało sobie przypisać któreś z zasług i darów Jezusa i Ducha Świętego – nie tylko Jego owoce (Gal 5:22-23), lecz także poznane i odkryte prawdy o Bogu, czy wiedzę o życiu. W tym także wiarę i doświadczenia wiary. Sobie też przypisze wrażliwość serca, czułe sumienie, okazywane współczucie, bezinteresowność, a nawet dobre i szlachetne myśli i uczucia, które również mają źródło w Bogu: „Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł” (Jk 1:17 BT). Nie zrozumie też, że nie zawdzięcza sobie ani jednej szlachetnej cechy charakteru, którą wypracował bez Boga i działania Jego Ducha. Również osoby niewierzące są nieświadome, że każde ich szlachetne uczucie, każdy akt altruizmu i bezinteresowny odruch serca, jest rezultatem działania Ducha Świętego na ich serce. „Bo któż ciebie wyróżnia? Albo co masz, czego nie otrzymałbyś? A jeśli otrzymałeś, czemu się chlubisz, jakobyś nie otrzymał? Już jesteście nasyceni; już wzbogaciliście się; bez nas staliście się królami” (1 Kor 4:7).

Chrześcijanin nie ma podstaw, aby wyróżniać którekolwiek ze swych osiągnięć i umiejętności z pominięciem Chrystusa, ponieważ wszystkie osiągnął w Chrystusie i z Chrystusem. Jego darem są nasze talenty, serdeczność, współczucie, sumienie, miłość i dobroć. Żadnej z tych rzeczy sami sobie nie sprezentowaliśmy. Każdą otrzymaliśmy lub jest owocem działania Ducha Świętego. Jak i nasze ciało, które jest darem Boga. Wszystkie jego organy, układy, tkanki, komórki i składniki w sposób automatyczny wykonują zaprogramowane i wyspecjalizowane zadania, razem ze sobą współpracując oraz regenerując się, aby pod nadzorem mózgu sterującego nimi bez naszej woli, utrzymać je przy życiu i funkcjonowaniu. Bez Jezusa nie jesteśmy w stanie dostrzec, że cali jesteśmy Jego darem, że jedynie „zamieszkujemy” w genialnie zaprojektowanym organizmie, w którym zachodzi bez naszej woli niezliczona ilość życiowych procesów, a my nim tylko zarządzamy, kierujemy i dysponujemy. Solus Christus!

Chrystus stwarzając nas, dał nam w darze samych siebie – siebie na własność. Kiedy opuściliśmy swojego Stwórcę, wybierając w konsekwencji śmierć, wtedy On wykupił nas od śmierci swoją krwią. I jeśli pozostało w nas jakiekolwiek dążenie do dobra, to dlatego, że Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo: „Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas… I stworzył Bóg człowieka na obraz swój” (Rdz 1:26:27). Lecz w pewnym momencie historii przestaliśmy należeć do siebie: „Czy nie wiecie, (…) że nie należycie też do siebie samych? Drogoście bowiem kupieni” (1 Kor 6:19-20), „Bóg nabył was na własność za wielką cenę” (1 Kor 7:23), „Wiecie bowiem, że… zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa…” (1 P 1:18-19). Chrześcijanin, który poznał Chrystusa wie, że nie posiada niczego, czym mógłby się chlubić przed Bogiem, sobą i innymi ludźmi. Nie uznaje tego za stratę, ani nie czuje się z tego powodu mniej wartościowy. Przeciwnie, widzi, jak bardzo został obdarowany i z ilu ciężarów uwolniony, dlatego chlubi się tylko Chrystusem: „Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Gal 6:14). Może mu jednak wydawać się, że to jego praca decyduje o nawróceniu ludzi. W rzeczywistości jednak, jego praca nie decyduje o czyimkolwiek nawróceniu i pojawieniu się u kogokolwiek wiary. On był jedynie siewcą Bożego ziarna: „Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg” (1 Kor 3:5-8 BT). To Boża moc, Boża miłość, Boże Słowo oraz praca Ducha Świętego, czynią „wzrost” i zmieniają serce człowieka, rodzą w nim wiarę i przyprowadzają do Chrystusa. Chrześcijanin jedynie sieje ziarno Słowa Bożego i je podlewa. To jego możliwości. Lecz także odpowiedzialność. Nie dzieli się też z innymi „swoją” wiarą w Chrystusa, lecz wiarą, którą otrzymał od Chrystusa. Jest siewcą, lecz ani ziarno nie jest jego (gdyż je otrzymał), ani wiara nie jego (bo to Boży dar, który przyjął), ani talenty jakie wykorzystuje w pracy (bo je również otrzymał), ani dobre owoce, które pojawiły się w jego życiu – gdyż te są dziełem Ducha Świętego. Wszystko otrzymał od Chrystusa. I dlatego chlubić się może tylko Jezusem. Solus Christus!


Transformacje wiary


Jezus jest nie tylko dawcą wiary. On także podtrzymuje wiarę u tego, kto ją przyjął. Podtrzymuje ją tak długo, jak długo człowiek utrzymuje z Nim więź: „Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadkówbiegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami, patrząc na Jezusa, sprawcę i dokończyciela wiary” (Hbr 12:1-2). Nie my podtrzymujemy i ożywiamy w sobie wiarę w Boga postanowieniami, czy siłą własnej woli. Czyni to Chrystus, na którego patrzymy i z którym utrzymujemy społeczność. Nie da się zachować wiary w Boga, bez łączności z Bogiem; w Chrystusa, bez więzi z Chrystusem. Wraz z rozluźnianiem więzi z Jezusem oraz ograniczaniem spotkań z Jego Słowem, w sercu będzie gasnąć wiara. To odwrotność procesu pojawiania się wiary. To natura zanikania wiary: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4:4 BT). Nie bez przyczyny apostoł Paweł zaleca braciom: „Niech Słowo Chrystusowe mieszka w was obficie…” (Kol 3:16). Przy czym, nie ilość zapamiętanych słów Jezusa decyduje o tym, czy zamieszkuje On w sercu chrześcijanina – nie ma tu automatyzmu. Słowa Jezusa będą skuteczne działać w sercu tego, kto szczerym sercem zaufała Jego Słowu. Apostoł namawia wierzących, aby obficie czerpali z Chrystusowego Słowa, ponieważ u wierzącego w Jego Słowo przynosi ono obfite duchowe korzyści. Słowo Boże, którym jest Jezus, jest dla życia wiary tym, czym chleb dla ciała. Tak jak ciało będzie słabnąć bez chleba, tak słabnąć będzie wiara bez karmienia się duchowym chlebem Jezusa: „Odpowiedział im Jezus: Ja jestem chlebem żywota… jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie” (J 6:35.53). Bez posilania się Jezusem – Jego Słowem, nadzieją, zbawieniem i modlitwą – nie można zachować w sobie żywota, a tym samym Jego wiary.

Człowiek łamiący Boże Prawo może nie dostrzegać niszczycielskich skutków takiego postępowania na swoje życie, podobnie chrześcijanin nie dostrzegać niszczycielskiego wpływu na własne duchowe życie, kiedy odrywa wzrok od Chrystusa i przestaje się Nim karmić. Odwrócenie wzroku od Chrystusa, nawet na jeden dzień, odciśnie swój ślad w wierze i duchowym życiu. Zaniedbywanie więzi z Chrystusem zawsze ma duchowe i poznawcze skutki. Wraz z zanikaniem tej więzi, zanika prawdziwa wiara i zmienia się zrozumienie natury i pochodzenia wiary, którą dotąd rozumiał jako dar Chrystusa zrodzony przez Jego Słowo, a obecnie, jako przekonanie o istnieniu Boga, które nazywa „moją wiarą”. „Moja wiara” zastępuje wtedy Boży dar wiary. Wtedy też „swoją wiarę” traktuje jako zasługę swojego zbawienia, choć jest ono łaską Chrystusa przez wiarę, która jest Jego darem: „Łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie jest z was, dar to Boży jest” (Ef 2:8-9). Dlatego i wiarę utrzymuje – i wzmacnia – tylko utrzymywanie więzi i społeczności z Jezusem. I odwrotnie – wiara słabnie, zanika i przechodzi różne transformacje, gdy odsuwamy się od duchowego pokarmu – Jezusa, który jest Bożym Słowem dla człowieka. Procesu tego nie powstrzymamy, jeśli nie powrócimy do bliskiej więzi z Chrystusem. Apostoł Paweł mógł powiedzieć „dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem” (2 Tym 4:7), ponieważ nieustannie wpatrywał się w Chrystusa i wytrwał w więzi z Chrystusem. Dlatego, że zachował więź z Jezusem, zachował też Boży dar wiary. Nikt poza Chrystusem nie utrzyma, nie rozwinie i nie udoskonali w nas żywej wiary. Utrzymuje ją, rozwija i udoskonala wyłącznie Chrystus, poprzez codzienne i osobiste trwanie w Nim: „Trwajcie we mnie, a Ja w was. Jak latorośl sama z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (J 15:4-5). Bez Chrystusa nie jesteśmy w stanie przynieść ani owocu, ani utrzymać żywej wiary. Solus Christus!

Nie tylko wierzyć nie potrafimy w Chrystusa bez Chrystusa. Bez Niego, działającego na nas przez Ducha Świętego, nie zrodzi się w nas nawet pragnienie życia dla Boga, ani nie dokona spełnienie tego pragnienia: „Gdyż Bóg jest Tym, który w was sprawia i chcenie i wykonanie według upodobania” (Fil 2:13). To On daje sercu takie pragnienie, a potem umożliwia realizację tego pragnienia. I jedynie w łączności z Jezusem z naszych serc popłynąć może strumień Jego ożywczej wody: „A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do Mnie i pije. Kto wierzy we Mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej” (J 7:37-38). To wciąż Jego woda, tak jak i Jego wiara. Solus Christus!


Jezus skarbem serca


Bez Chrystusa, Jego Słowa i działania Ducha Świętego – którego Ojciec posłał nam w imieniu Jezusa (J 14:26) – nie jesteśmy w stanie także poznać swojego serca i rozpoznawać jego prawdziwych motywacji: „Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca” (Hbr 4:12). Zdolność rozpoznawania egocentrycznych zamysłów serca będzie zanikać wraz z odsuwaniem się od Jezusa. Tylko przy Nim jesteśmy w stanie zrozumieć i powtórzyć za Jeremiaszem: „Najzdradliwsze jest serce nadewszystko i najprzewrotniejsze, któż je pozna?” (Jer 17:9 BG). I tylko przeglądając się w Jezusie potrafimy dostrzec prawdziwe zamiary swojego serca: „Tygiel wytapia srebro, a piec złoto, lecz Pan bada serca” (Prz 17:3). Jednak żadne serce nie znosi pustki. Dlatego wzrok człowieka nigdy nie pozostaje zawieszony w próżni, szuka zdroju, który usatysfakcjonuje serce, da mu szczęście lub iluzję szczęścia. Gdy przestajemy patrzeć na Jezusa, zaczynamy rozglądać się za nowym źródłem i nowymi słowami, które napełnią serce i je zadowolą: „Mnie, źródło wód żywych, opuścili, a wykopali sobie cysterny, cysterny dziurawe, które wody zatrzymać nie mogą” (Jer 2:13). Serce zawsze karmi się jakimś słowem i pragnie jakiegoś skarbu. Podąża za skarbem, które wybrał jego właściciel: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6:21). Lecz żaden inny skarb, żaden zdrój, żadne słowa inne od słów o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, nie dadzą sercu prawdziwego ukojenia i odpoczynku. Kiedy zaniedbujemy więź z Jezusem, Jego wpływ na nas maleje, a kiedy przestaje być skarbem naszego serca, to Jego miejsce zajmuje inny skarb. Nie ma serca bez skarbu lub podążania za nim, albo marzenia o nim. Bez Chrystusa i działania Jego Ducha nigdy nie rozpoznamy wartości skarbu, które przechowuje lub pragnie serce. On jedynie może zamienić w sercu stary skarb na nowy, jeśli Mu na to pozwolimy. On tylko może przemienić kamienne serce, jeśli Go do niego wpuścimy. Solus Christus!


Jedynie Jezus


Jezus jest sprawcą wiary w życiu chrześcijanina oraz mocą, która podtrzymuje w nim wiarę, kiedy trwa w Nim. Jezus jest przyczyną, źródłem, paliwem, napędem i esencją jego duchowego życia. Wiara jest darem ofiarowanym człowiekowi w Jezusie Chrystusie – rodzi się w otwartym sercu, gdy poznaje Chrystusa w Jego Słowie i Go przyjmuje. Jeśli Jezusa zabraknie w sercu, zabraknie w nim także daru Bożej wiary. Personifikacją wiary jest Jezus, innej personifikacji wiary już nie ma. Nie ma w codziennym życiu chrześcijanina wierzenia bez Chrystusa. On jest jedynym ucieleśnieniem i uosobieniem wiary, jak jest jedynym uosobieniem i ucieleśnieniem Słowa Bożego. Jest wyłącznym źródłem wiary i nadziei chrześcijanina, jego duchową elektrownią, z którą połączony jest bezpośrednim łączem i której zastąpić nie można inną. Ani pośrednim łączem. Gdy odłącza się od Jezusa, automatycznie zostaje podłączony pod inne źródło zasilania. Nie istnieje próżnia duchowa. Każde z innych źródeł, jakkolwiek piękną miałoby nazwę i nalepkę ze słowem „chrześcijańskie”, nie łączy go z Chrystusem i nie daje zbawienia. Gdy Słowu-Bogu-Jezusowi pozwalamy zająć nasze serce, cała zmiana w nim, wszystko co rodzi się w nim dobre i sprawiedliwe, jest Jego dziełem i zasługą. Solus Christus!

Mając Chrystusa, mamy wszystko; posiadając Chrystusa, jesteśmy już u Boga Ojca. Jezus zaspokaja całą duszę i każdą komórkę spragnionego serca, jest sumą wszystkiego co święte, kompletnym, całkowitym i wyczerpującym źródłem łask, jakie są potrzebne wierzącemu człowiekowi. Poza Chrystusem nie ma ani nadziei, ani wiary, ani łaski, ani ratunku, ani zbawienia, ani przebaczenia grzechów, ani uświęcenia, ani wzrastania w wierze, ani społeczności z Bogiem. Szukanie poza Chrystusem – w kimkolwiek innym niż On – nadziei, wiary, odnowienia wiary, duchowości, doskonałości i społeczności z Bogiem, jest odsunięciem Chrystusa na boczny tor. Trwamy z Bogiem tylko wtedy, gdy trwamy w osobistej więzi z Chrystusem. Chrystus jest jedyną drogą chrześcijanina, na której dochodzi do jego nowonarodzenia, zbawienia i prowadzenia życia pełnego wiary. Jezus jest prawdą, która obejmuje pełne doświadczenie wiary i poznanie Boga. Wszystko, co dotyczy wiary i życia chrześcijanina jest chrystocentryczne, tak jak chrystocentryczne i mesjanistyczne jest całe Słowo Boże. Chrześcijanin nie może nie wyznać: Jedynie Chrystus! Nie może, jeśli naprawdę należy do Chrystusa, tak jak należał do Niego apostoł Paweł, Jan, Piotr, Marek i pozostali. Jezus wypełniał całe ich serce, duszę i całą wiarę. W ich sercu i wierze nie było już miejsca na wiarę i nadzieję w jeszcze kogoś. Byli całkowicie chrystocentryczni. Dlatego nie wywyższali już nikogo innego poza Chrystusem, a przez Niego Ojca w Duchu Świętym. Na nikogo innego lud Boży nie czeka, nikogo innego lud Boży nie pragnie i nikogo nie potrzebuje do życia wiary, jak tylko Chrystusa. W historii wiary ludu Bożego dwóch Testamentów zawsze było i pozostaje to samo: tylko Mesjasz, tylko Wybawiciel i tylko Baranek Boży. Tylko Jezus Chrystus. Solus Christus!

Piotr Stanisławski

fot. www.creationswap.com