Na kilka dni przed ukrzyżowaniem Pan Jezus powiedział o znakach końca świata: „A gdy to się zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie wasze” (Łk 21,28). Słowa te nie tylko mówią, jak rozpoznać powrót Zbawiciela, ale ukazują także kondycję psychofizyczną ludzi żyjących w czasach ostatecznych. Skoro mają się wyprostować i podnieść głowy, to znaczy, że są pochyleni i mają zwieszone głowy. To obraz ludzi zniechęconych i zmęczonych życiem.

Problemy dopadają każdego, nawet wierzących, wyglądających wypełnienia się znaków czasu. Mamy problemy z pracą, ludźmi, w rodzinie, w końcu ze zdrowiem. Nie znam obietnicy, że wierzący będą mieli zawsze z górki — przeciwnie, znam wiele zapowiedzi, że w tym życiu będą mieli raczej pod górkę.

To jak ze sportowym bieganiem. Na początku biegu ma się dużo sił i wolę zwycięstwa. Potem, gdy narasta zmęczenie nie myśli się już nawet o zwycięstwie, a tylko by w ogóle dobiec do mety. Kto tak biegał wie, że największe zmęczenie, a nawet zniechęcenie, pojawia się tuż przed metą. Ale gdy się ją minie, przychodzi radość, że się wytrwało do końca.

Apostoł Paweł znał to uczucie: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego” (2 Tm 4,7-8).

Wierzący też mają prawo czuć zniechęcenie. Nie jesteśmy ze skały, ale znamy Skałę, na której zawsze możemy się oprzeć, gdy nadejdą trudne dni. Jest nią Jezus Chrystus, sprawca i dokończyciel naszej „wiary, który zamiast doznać należytej mu radości wycierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i usiadł po prawicy tronu Boga. Przeto pomyślcie o Tym, który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy, abyście nie upadli na duchu utrudzeni” (Hbr 12,2-3). Meta jest tuż, tuż.

Andrzej Siciński