„Już wkrótce przyjdzie nasz Zbawca i Pan” – słowami tej pieśni rozpoczęło się nabożeństwo sobotnie. Po krótkiej modlitwie, zebrani wysłuchali słów apelu ewangelizacyjnego, który wygłosił pastor Jarosław Trojanowski. Opierając się na słowach zapisanych w pierwszym Liście do Hebrajczyków: „Wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przez proroków” pastor podkreślił, że jedną z ważnych dróg dotarcia do ludzi z poselstwem adwentystycznym jest kolportaż. Nie zawsze jest to łatwe zadanie, gdyż zdarza się, że ludzie zamykają drzwi przed nosem, nie chcąc słuchać o Bogu. Niemniej zawsze znajdzie się ktoś zainteresowany. Na warszawskiej Pradze na przykład, w jednym z mieszkań, bratu Trojanowskiemu otworzyła drzwi pewna starsza pani, ciężko doświadczona przez los. Pochowała syna. Teraz wypala paczkę papierosów za paczką papierosów, ale mimo tego wszystkiego nie straciła wiary w Boga. Wiary w Jego charakter, dobroć i miłość. Nawet mocniej zaczęła go szukać. Niekoniecznie w samych budynkach, ale w Słowie i zasadach.

Po apelu nastał czas na studium Ewangelii według Mateusza. Zborownicy podzieleni na mniejsze grupy skupili się na analizie Kazania na Górze, mowy, którą Chrystus miał wygłosić jedynie do uczniów, ale w konsekwencji wysłuchały jej tłumy zgromadzone u stóp Góry Błogosławieństw znajdującej się na północnym brzegu jeziora Genezaret. Mowa zaczęła się od błogosławieństw. Ówczesna doktryna religijna doceniała religijną wystawność i zadowolenie z pobożności. Dlatego Chrystusowe „ubodzy w duchu”, czy „błogosławieni smutni” były rewolucyjnym przewrotem w myśleniu. W kazaniu Chrystusa ważną rolę, od dawna zapomnianą przez ludzi, kładzie się na motywację i szczerość przed Bogiem. Szczery człowiek w skrusze i człowiek skromny o czystym sercu są wielcy w Bożych oczach. W zasadzie całe kazanie skupia w sobie całą naukę ewangelii – o jaśniejącym charakterze Boga przebijającym przez człowieka, mimo jego natury. Jest to kazanie ukazujące charakter człowieka jako najważniejszy i jedyny miernik prawdziwej wartości człowieka wierzącego. Chrystus wyjaśnia prawdziwy sens prawa. Nie umniejsza go, a wywyższa zakon, choć sięga głębiej, poza literę, żeby wyjaśnić, że sam zakon jest tylko wskazówką, a prawdziwym jego sensem jest miłość do Boga i ludzi. Całość kończy się ostrzeżeniem, że prawdziwa wiara jest czynna, reaktywna, nie może być jedynie teorią (nawet dobrą). Wyznawanie Boga jedynie ustami czy religiancką pozą, nie przyda się w ostatecznym rozrachunku do niczego. Bóg nie dostrzega w tym absolutnie żadnej wartości.

Po przerwie rozpoczęła się druga część nabożeństwa. Krótka historia dla dzieci traktowała o słońcu i roli, jaką spełnia w naszym życiu. Kazanie wygłosił brat Trojanowski. Skupione było na szczególnym momencie w historii walki Chrystusa, na duchowym ciężarze i brzemieniu spoczywającym na barkach Zbawiciela. Szczególnie ciężka była samotność Jezusa w tej walce. Nikt nie był w stanie zrozumieć powagi sytuacji. Sam Chrystus był w rozpaczy, mierzył się ze strasznym, ponurym czasem. Wtedy też ważyły się losy ludzkości. Chrystus wypowiedział nawet słowa o tym, że jeśli jest to możliwe, wolałby uniknąć tego, co za chwilę miało nadejść. On! Doskonale znający słowa proroctw. On! który wcześniej zapewniał uczniów, że zmartwychwstanie trzeciego dnia. Ten sam, który był jedno z Ojcem, teraz przeżywał rozpacz do tego stopnia, że w jego pocie pojawiła się krew. Będąc człowiekiem, Chrystus przeżywał to wyjątkowo szczególnie. Nikt z nas nie prowadził nigdy tego rodzaju walki, ale dobrze wiemy, jak o wiele delikatniejsze problemy są w stanie kompletnie nas przygnieść i zniechęcić. Dlatego to ciche bohaterstwo Chrystusa jest tak piękne, a świadomość, że zniósł gniew Ojca skierowany na nasze winy, zawsze powinna przypominać nam o tym, jak wiele Mu zawdzięczamy.

Tymi ważnymi myślami zakończyło się nabożeństwo sobotnie.

M.M.

fot. J.S.