W minioną sobotę Maciej Matter wygłosił w naszym zborze kazanie o powtórnym przyjściu Chrystusa, zaczynając od pytań: „Czy na pewno chcecie, żeby Jezus Chrystus przyszedł? Dlaczego chcecie?”
Mamy świadomość tego, że żyjemy w czasach, gdy nie tylko adwentyści mówią o tym, że coś dziwnego dzieje się ze światem. W mediach ten temat ciągle się przewija. Kwestia jest jednakże tego typu, że trzeba się zastanowić, czy czekamy na to wydarzenie, dlatego że marzymy o wspaniałym świecie, który obiecał nam Pan Bóg, czy po prostu dlatego, ponieważ chcemy polepszyć swój byt.

Czy naprawdę czekasz na Jezusa i chcesz spędzić z Nim wieczność? Czy na pewno chcesz żyć z Jezusem wiecznie? Czy każdy dzień potwierdza fakt, że Jezus Chrystus jest w centrum mojego życia?

W Ew. Łukasza 8, 40-56 czytamy, że Jair – przełożony synagogi – przychodzi do Jezusa i prosi o pomoc dla swojej umierającej, dwunastoletniej córki. Pan Jezus godzi się pomóc, ale nie bardzo śpieszy się do domu Jaira. Idzie w tłumie ludzi, którzy na niego napierają a kobieta, mająca krwotok od dwunastu lat, dotyka Jego szaty. O czym myślał wtedy Jair? Prawdopodobnie kobieta opowiedziała całą swoją historię i zapewne musiało to długo trwać. W końcu miała krwotok przez dwanaście lat! Jair czekał. Musiał wysłuchać całej historii, bo Jezus słuchał. Wiedział, że każda chwila się liczy dla umierającej córki, a tu Jezus zatrzymuje się, wdaje się w rozmowę, itd. Niestety nadchodzą ludzie i informują, że dziecko zmarło. Czy Jair miał w tym momencie myśli takie, jak często nam się wyrywają? – „Panie dlaczego mnie zawiodłeś? Panie, gdzie jesteś? Wali mi się życie.”
Tymczasem słyszy od Jezusa: „Nie bój się, tylko wierz.”
Dlaczego Jezus zwlekał w tym przypadku? Gdyby Jezus nie zwlekał z dojściem do domu Jaira, czy wtedy ten przełożony synagogi mówiłby o Nim – mój Pan, mój Stwórca? Może po prostu przyjąłby ten dar dobrego Nauczyciela i już?
W Ew. Łukasza, w 7. rozdziale mamy również historię o faryzeuszu. Wiemy, że faryzeusze byli elitą narodu, trzonem duchowym dla narodu żydowskiego. Tymczasem jeden z nich zachorował na trąd. W tamtym czasie choroby odnoszono do stanu duchowego. Szymon ma świadomość, że w perspektywie czasu straci przez chorobę stanowisko, rodzinę, majątek. W jego życiu pojawił się Chrystus. Szymon wszystko zachował! Z wdzięczności zaprosił Jezusa do domu, by z nim jadł. A oto grzesznica przychodzi z alabastrowym olejkiem. Szymon spojrzał na kobietę z odrazą. Mimo że tak wiele zawdzięcza Jezusowi, potrafi powiedzieć, że Jezus nie zasluguje na miano proroka! A przecież i Szymon, i grzesznica jechali na tym samym wózku.
Czy ludzie, którzy przechodzą za oknami kaplicy są gorsi od nas?
Czy akceptuję Jezusa dopóki mogę coś zyskać? Dopóki spełnia moje zachcianki? Czy stosujemy zasadę – Panie jesteś wspaniały dopóki jestem zdrowy, piękny i bogaty, ale jak problemy się zaczną, to wiesz, muszę sobie radzić. Jest XXI w., muszę odnieść sukces, a Ty masz trochę staroświeckie zasady.

Czy jesteśmy w stanie powiedzieć „Pan mój i Bóg mój”, gdy słyszymy od Boga to, co jest dla nas bardzo niewygodne? Przypomnijmy sobie z jakiego dołu wyrwał nas Jezus i do czego nas przeznaczył.
W momencie gdy sobie to uświadomimy, zmieni się nasza perspektywa. W obrazie Golgoty widzimy wszystko. Możemy mieć pewność życia wiecznego.
Pan Bóg chce żebyśmy nieśli poselstwo, jak czytamy w Obj. 14, 6-7.
Czy przyjdą ludzie, gdy będziemy wołać „bójcie się Boga”? Wiemy, że bać się Boga, znaczy nienawidzieć zła. Nie każda droga prowadzi do szczęścia, tylko jedna jest droga do szczęścia – droga poprzez Jezusa Chrystusa. Dzięki temu Boży sąd prowadzi do uniewinnienia.
Pamiętajmy, że Pan Bóg prosi, abyśmy właśnie to przedstawiali w świecie.

S.C.

fot. J.S.