Choć mamy już za sobą Halloween, a jak niektórzy wolą – staropolskie Dziady, chciałbym przyjrzeć się tym, których to „święto” obchodziliśmy na początku listopada, a którymi nie tylko podczas tego „święta” wypełnione są kościoły. I nie mam tu na myśli duchów zmarłych, jak chciał poeta, ale ludzi z krwi i kości.

Ale którzy to – zapytasz? Problem polega na tym, że większość z nas, wychowanych w kraju, gdzie powszechnie przyjęta religia uznaje za cnotę ubóstwo, a przaśny socjalizm odcisnął swoje piętno, nosi w sobie, jeśli nie zalążek, to w pełni ukształtowanego „dziada”. Jeżeli poczuliście się trochę zaniepokojeni lub nawet obrażeni, nie rezygnujcie z dalszej lektury, bo może się niestety okazać, że – jak to powiedział apostoł Paweł: „Czcicie to, czego nie znacie”.

Dziady w Świątyni
Czy zdarzyło ci się przynieść do kościoła coś, co przestało przedstawiać dla ciebie wartość, ale jakoś szkoda było to wyrzucić? Stare meble, stare książki albo starą resztkę farby – żeby się nie zmarnowała. Niestety, spotykam się często z kościołami, których wyposażenie wygląda tak, jakby ktoś w poprzednim stuleciu zebrał z plaży coś, co wyrzuciło morze, i umeblował tym swój budynek kościelny. Jednocześnie mieszkania i domy członków tych kościołów wyglądają, o dziwo, nowocześnie i schludnie. Można by spekulować, dlaczego ci, którzy nie zgadzają się mieszkać byle jak, wprowadzają z premedytacją, a może bez, inne standardy w swoich domach, a inne w kościołach. Meble z epoki wczesnego Gierka, odrapane ściany lub każda pomalowana inaczej, okropne oświetlenie albo raczej jego brak – żeby było taniej, żenujące firany w oknach, „ozdobne” sztuczne kwiaty – koniecznie zakurzone. Do tego starodawne wytarte śpiewniki i rozpadające się instrumenty. A na okrasę toalety, które bez trudu znajdziesz po zapachu, nieśmiertelny szary papier toaletowy zwany przebitkowym, okropne mydło i brudny ręcznik. Tak jakby twórcom tej oryginalnej kompozycji sakralnej przyświecało hasło, że najważniejsze jest uczucie taniości udzielające się już od wejścia. Nie mogę oczywiście stwierdzić, że istnieje jeden gustowny sposób urządzania budynków kościelnych. Jednak jeżeli zastanawiasz się wraz ze mną, skąd w twoim kościele wzięły się te wszystkie dziwne rzeczy, których przeznaczenia nie pamiętają już nawet najstarsze kobiety w kościele (panie żyją statystycznie dłużej), a których nie spotkasz już nawet w muzeum, to odpowiedź narzuca się sama – PRZYNIOSŁY JE DZIADY. Przyznasz, że powiało grozą…
Tymczasem Słowo Boże pokazuje nam zgoła inny standard podejścia do przybytku Pana. Zawsze używano do jego budowy najlepszych i najcenniejszych materiałów. Wybierano do realizacji najlepszych specjalistów, a przebieg projektu był ściśle nadzorowany. Tu nie było miejsca na amatorszczyznę! Rozumiem oczywiście, że Świątynia była dla Izraela czymś wyjątkowym, ale czy nie powinniśmy rozważyć przynajmniej myśli, że jeżeli żyjemy na rażąco wyższym poziomie, niż utrzymujemy nasze budynki kościelne, to przynosimy Bogu ujmę? Powinniśmy być wizytówką Boga obfitości, który zaspokaja naszą wszelką potrzebę. Niestety odnoszę czasem wrażenie, jakby pozowanie na ubóstwo było wśród niektórych wierzących pewnym snobizmem. Wyglądam byle jak – więc jestem „duchowy”. Mój kościół wygląda byle jak, więc też jest „duchowy”. Tymczasem prawda jest taka, że masz po prostu to, na co się zgadzasz. Często wygodniej jest przytachać do kościoła jakiś stary grat, niż dać pieniądze na nowy, i jeszcze do tego czuć się dawcą… Ale jeśli masz „dziadowskie” podejście, to przynajmniej nie mów, że objawił ci to Bóg.

Dziady przygotowują
Jakiś czas temu zdarzyło mi się pożyczyć pewien film reklamowany jako bardzo mocny w przesłaniu i bardzo ewangelizacyjny. Na początku wszystko było bardzo dobrze. Produkcja zagraniczna, ładna okładka, komentarz kaznodziei na etykiecie, miła czołówka, dopóki nie odezwał się, a właściwie nie odezwała się lektorka. Niestety tłumaczenie prawdopodobnie było zrobione własnym sumptem i wypadło po prostu żenująco. Głos lektorki był niepewny, śmieszny, a wszystko brzmiało tak, jakby czytała ten tekst pierwszy raz w życiu, bez żadnego przygotowania. Przezornie film obejrzałem najpierw w domu, dzięki czemu uniknąłem kompromitacji, ale niesmak pozostał. Przyznam, że zrodziło się we mnie w tamtym momencie pytanie – czy wszystko, co robią chrześcijanie w Polsce, musi być dziadowskie, z widoczną taniochą jako myślą przewodnią i kompletnym brakiem profesjonalizmu? Ten przykład pokazuje, jaki stosunek do służby, która ma być przecież reprezentowaniem Boga na ziemi, ma wielu wierzących.
Zdumiewa mnie też podejście niektórych osób, które za mało duchowe uważają solidne przygotowywanie się usługujących Słowem, np. poprzez przygotowywanie konspektów tego, co mają powiedzieć. Czy jeżeli ktoś przygotuje się do kazania w domu, to oznacza, że Duch Święty nie będzie mógł przez niego działać podczas nabożeństwa? Niektórzy tak uważają. Z tego to rzekomo powodu nie przygotowują Słowa wcześniej, czego skutkiem nie jest niestety większe namaszczenie, ale często totalny chaos w tzw. kazaniu. Taka nonszalancja, jak mi się wydaje, nie wynika z duchowości, lecz z lenistwa. Pamiętam, jak w naszym kościele jeden z usługujących, po kolejnej wpadce przymuszony przeze mnie do lepszego przygotowania się do głoszenia, przyniósł w końcu „skrypt” do kazania napisany na… paragonie z kasy fiskalnej długości trzech centymetrów, który to z trudem odnalazł, wyciągając ostentacyjnie podszewkę z kieszeni spodni. Niestety, treści kazania były równie okazałe jak i ten paragon.

Dziady pracują
Zastanawia mnie też, że stosunek do służb w kościele wśród wielu wierzących jest co najmniej lekceważący. Nagminna jest absencja, a niepunktualność to już chyba tradycja. Oczywiście, że praca w kościołach opiera się na wolontariacie, a więc osoby mające ją wykonywać, pracują ochotniczo i na ogół bez wynagrodzenia. I jak widać, praca ta nie ma dla nich specjalnej wartości, bo nie widzą problemu, jeżeli bez uprzedzenia nie pojawią się gdzieś, gdzie wcześniej zobowiązały się być. Przypomina mi się w tym miejscu historia prowadzącego grupę uwielbieniową z pewnego kościoła z północnej części kraju, który zadzwonił do swojego lidera na pięć minut przed niedzielnym nabożeństwem, aby poinformować, że nie będzie go dziś w kościele, bo postanowił wyjechać do pracy do innego kraju i właśnie przekracza granicę na drugim końcu Polski. To jest bolesna prawda. W wielu kościołach nie ma z kim budować i pracować, bo choć umiemy pracować dla „świata” za wynagrodzenie, to kiedy nam nic nie płacą, zostawiamy na lodzie nasze społeczności.

Dziady organizują
Zdarza mi się też spotykać osoby, które uważają, że im więcej spontaniczności w działaniach kościoła, tym lepiej. Trudno mi się z tym zgodzić, choć uważam, że powinniśmy być zawsze otwarci na głos Ducha Świętego. Jednak z moich obserwacji wynika, że to kościoły, które mają wszystko podopinane na ostatni guzik, odnoszą sukcesy. Podobny porządek znajdujemy w Biblii. Izraelici dokładnie dzielili obowiązki i każdy wiedział, co ma robić i kiedy. Myślę, że wielu pod przykrywką spontaniczności i tzw. wolności ukrywa po prostu zwykłe lenistwo i bunt. Czasem słyszę, że nie powinno się prowadzić kościoła jak firmy. Zgadzam się z tym. Gdybym mógł tak zrobić, zwolniłbym większość niedbaluchów, którzy służą tylko wtedy, kiedy im się zechce. Ale w kościele jest łaska. Jest on mimo wszystko skupiskiem ludzi, organizacją, i jak sama nazwa wskazuje – powinien być jak najlepiej zorganizowany. I niech mi żaden dziad nie mówi, że duchowość równa się brakowi organizacji.

Dziady prezentują
Osobnym tematem jest sposób noszenia się wierzących, a często nawet usługujących. Pamiętam oczywiście lata 80. Zeszłego wieku, kiedy to turecki sweter był szczytem mody, a dwurzędowe garnitury z klapami w kolorze bordo biły rekordy popularności. Czasy się jednak zmieniły i ubiór przestał być produktem luksusowym. Żeby kupić przyzwoite buty, nie trzeba już wydawać połowy pensji. Dziwi więc, dlaczego niektórzy bracia, rzadziej siostry, straszą po kościołach znoszonymi do absurdu ubraniami z zeszłego stulecia. Bo to już nie jest kwestia zamożności. To, co razi przede wszystkim, to postawa tych, którzy swoim zachowaniem usiłują sugerować, że wygląd w ogóle nie ma znaczenia, bo liczy się wnętrze. Jednak wygląd ma znaczenie. Jeżeli przychodzisz do kościoła w porozciąganych ciuchach, nieogolony, z włosami jak najeżony sznaucer, a przed tobą wchodzi jeszcze zapach twojego potu – nie spodziewaj się, że ktoś podejdzie, aby czerpać z głębi twojego ducha. I to nie przez brak duchowości tej osoby, ale z bardziej prozaicznego powodu – nie pozwoli mu na to jego zmysł powonienia.
Zwłaszcza usługujący powinni zwrócić uwagę na to, co noszą. Z moich obserwacji wynika, że buty są ich najsłabszą stroną. Często są tak zdeptane, że mało brakuje, a same spadłyby z nóg. Zespoły uwielbienia też powinny pamiętać, że stoją przed ludźmi, a kiedy wyglądają niechlujnie, to w dzisiejszych czasach powszechnej dostępności do ubrań i detergentów nic już ich nie usprawiedliwia, a okazują tym jedynie brak szacunku do służby, którą sprawują, i przez to do samego Boga.

Dziady obdarowują
Przypomina mi się, jak któregoś dnia moja rodzina i ja zostaliśmy obdarowani przez pewną osobę ciastkami. Bardzo dumna z siebie pewna zamożna osoba przyniosła nam do samochodu na drogę reklamówkę ciastek. Niestety po spróbowaniu okazało się, że były mocno zleżałe i po zastanowieniu domyśliliśmy się, że musiały to być resztki po sprzątaniu szafek w kuchni. Jak się pewnie domyślacie, poczuliśmy się nieszczególnie. Przecież nikt nie lubi dojadać resztek. Okazuje się, że pomimo zamożności nadal można pozostać dziadem. Ta sama kwestia pojawia się nagminnie przy wszelkich akcjach dobroczynnych. Ciągle musimy walczyć w kościołach z wierzącymi, którzy usiłują pomagać komuś, obdarowując nie rzeczami, które sami chcieliby dostać, ale właśnie tymi, których nie chcą! To przypomina właśnie obdarowywanie resztkami ze stołu. Jak chcesz kogoś zdobyć dla Boga, jeżeli go obrażasz? Kolejną kwestią w wielu jeszcze kościołach jest tzw. ofiara dla gościnnie usługujących kaznodziejów i chrześcijańskich zespołów. Niestety wielu z nich po usłudze dostaje „dziękuję” i zwrot kosztów paliwa. Myślę, że dziadostwem jest wykorzystanie czyjejś pracy i niedocenienie jej w wymierny sposób. Jeżeli nie wynagradzasz kogoś za to, co zrobił, okazujesz brak szacunku dla niego i jego służby. Na marginesie uwaga: nawet kaznodzieje muszą coś jeść. Jeżeli nie chcesz błogosławić kogoś za błogosławieństwo, jakie wcześniej ci wyświadczył, to jesteś dziadem. I pokutuj z tego. Bo wierzący powinni być źródłem błogosławieństwa wszędzie, gdziekolwiek są. Są tacy, którzy będą twierdzić, że nie błogosławią innych, bo ich nie stać. Wątpię jednak, czy są oni prawdziwie wierzący, bo o stanie zaopatrzenia nie decyduje obfitość w skarbcu, ale źródło jego zaopatrzenia. A naszym źródłem jest Pan! Jeżeli więc twierdzisz, że masz za mało, aby się dzielić, to jesteś dziadem, a nie żadnym wierzącym. Wierzący zawsze powinien obfitować i dzielić się tym z innymi.
A co z biedniejszymi krajami – spytasz? Odpowiadam: Ludzie Boży są zawsze nieco zamożniejsi niż średnia krajowa. Oznacza to, że niezależnie, w którym kraju tego świata żyjesz, powinieneś doświadczać zaopatrzenia i być zaopatrzeniem bardziej niż niewierzący. Nawet biedni misjonarze w afrykańskich krajach na misjach w XIX w., choć poziom ich życia zdecydowanie odbiegał od naszego, zawsze byli źródłem zaopatrzenia dla otaczających ich ludzi. A jeżeli żyli biednie, to z wyboru.

Dziady oszczędzają
Przysłowie mówi, że oszczędnością i pracą ludzie się bogacą. To prawda pod warunkiem, że oszczędzasz na sobie, a nie na innych. Jedna z moich córek oszczędzała kiedyś czekoladę, którą dostała na Gwiazdkę, wyjadając prezenty reszty rodziny. Jakkolwiek może to bawić w przypadku trzyletniego dziecka, to w przypadku dorosłego już nie jest takie śmieszne. Pikanterii dodaje fakt, że wiele takich osób spotykamy w kościołach. Jak one to robią? Na przykład korzystają z kościoła, nie oddając dziesięcin i nie dając ofiar. Na imprezy kościelne połączone z konsumpcją przynoszą paczkę paluszków albo i nic, za to zawsze mają pełne talerze. Jeżeli podróżują, to najchętniej „przy okazji”, nie pytając oczywiście o koszt podróży. Jeżeli czymś cię obdarują, to najczęściej bezpłatnym traktatem, Biblią gedeonitką albo spiratowaną płytą jakiegoś chrześcijańskiego zespołu. Tu chciałbym się zatrzymać. Myślę, że nie jest w porządku kupowanie jednej płyty na kilka osób, a potem kopiowanie jej, argumentując to popularną teorią, która mówi, że Ewangelia – w jakiejkolwiek formie – powinna być głoszona za darmo. Jeżeli tak uważasz, to głoś za darmo, ale na swój koszt. Nie na koszt producenta i twórcy płyty. W tym miejscu chcę podkreślić, że dziadem jest i ten, który taki „prezent” daje, i ten, który bierze.
Kończąc: Dziady są wśród nas. Ale może nadszedł czas, aby się z nimi rozprawić?

autor: Marek Lipski
źródło: radiocel.pl