Alternatywne szczęście – czyli o szczęściu bez Jezusa

Czy można być szczęśliwym bez Jezusa? Szczęśliwi ludzie, którzy nie wierzą w Jezusa, zdają się dowodzić, że można. Ale czy na pewno wiedzą, kto ich uszczęśliwia?

Nie istnieje próżnia duchowa w człowieku, tak jak nie istnieje na świecie. Każdy człowiek przez całe życie nieprzerwanie czerpie z jakiegoś duchowego zdroju. Ulega przy tym złudzeniu, że całkowicie sam tworzy swoją duchowość i swoje szczęście. Z powodu silnego pragnienia szczęścia, człowiek nie rezygnuje nawet z sięgania po złudne szczęście. Oczy wyglądających szczęścia – czyli nas wszystkich – nigdy nie pozostają zawieszone w próżni. Szukają duchowego źródła, które usatysfakcjonuje lub ukoi serce spragnione szczęścia oraz wypełni jego pustkę. Pustkę po utracie Boga. Nie ma serca niepragnącego szczęścia czy lepszego jutra i serca niekarmiącego się nadzieją na szczęście. Jeśli Bóg go nie wypełni, wypełni je alternatywne szczęście. Tragiczne zdarzenia bywają często jedynymi okolicznościami, gdy człowiek zaczyna szukać Boga i dostrzegać ułudę szczęścia dotąd hołubionego. Jakże często Bóg naraża się na oskarżenia o bycie okrutnym i obojętnym, na słowa: Nie istniejesz! Umarłeś!, kiedy nie powstrzymuje nieszczęść czynionych przez ludzi, choć wtedy najlepiej mogą zobaczyć skutek własnych decyzji pomijających Bożą wolę. Kiedy jednak czara ludzkiego zła dopełni się, a drzwi Bożej łaski zamkną się, Bóg nie powstrzyma ostatniego nieszczęścia – unicestwienia nieprawych (zob. Ap 20:9). Świadomość utraty wiecznego życia będzie prawdopodobnie największym bólem, jakiego doświadczy człowiek.


Substytuty szczęścia


Pragnienie szczęścia jest duchowym genem zapisanym w DNA serca każdego człowieka. Ludzkie serce bez chwil szczęścia i nadziei na szczęście umiera. Właśnie z niespełnionego szczęścia lub utraty wiary w swoje szczęście, niektórzy odbierają sobie życie. Lecz nawet ci, którzy stracili wiarę w istnienie prawdziwego szczęścia, nie rezygnują z „uszczęśliwiania” siebie różnymi przyjemnościami. To ich substytuty szczęścia, bez których nie znieśliby życia. Gdy jedne przyjemności przestają ich zadowalać, zastępują je innymi; gdy jedno zainteresowanie i pasja ich znudzi, sięgają po kolejne. Tak jak istnieje alternatywne szczęście, po które człowiek sięga, kiedy nie przyjmuje go od Boga, tak samo istnieje alternatywna duchowość, po którą człowiek sięga, kiedy nie przyjmuje jej od Boga.

Alternatywne szczęście jest ściśle powiązane z alternatywną duchowością, gdyż to alternatywna duchowość tworzy alternatywne szczęście. Np. muzyka, której wielu młodych ludzi słucha dziś niemal nałogowo, to w istocie sięganie po alternatywne szczęście tworzone przez alternatywną duchowość. Muzyka jest erzacem, substytutem szczęścia, dostarczającym duszy nieposilanej Bożym Duchem energetycznego kopa. Jednocześnie pełni rolę zagłuszacza egzystencjalnej pustki po stracie Boga. Podobną rolę mogą pełnić seks, narkotyki, a nawet różne pasje. Bez Chrystusa każda duchowość jest surogatem: „Odpowiedział jej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znowu pragnąć będzie; ale kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki”  (J 4:13).

Alternatywnej duchowości, a więc i alternatywnego szczęścia nie tworzy jednak Bóg. Oferowana przez Boga dwóch Testamentów duchowość zawsze była związana z Wybawicielem, czyli „Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata” (J 1:29). Nie zmieni się to również w wiecznej rzeczywistości (Ap 21:23-24, 22:4-5, Iz 66:22-23). Alternatywną duchowość, a dokładnie alternatywne duchowości – bo jest ich wiele – które pomijają Chrystusa, nie biorą się jednak znikąd. I nie są wytworem człowieka. Tworzą je niewidzialne duchowe istoty przeciwne Chrystusowi, które oferują je ludziom, aby nie przyjmowali duchowości Wybawiciela i nią się nie karmili, gdyż każda duchowość jest także pokarmem: „Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije” (J 7:37).

Człowiekowi zdaje się, że jest kreatorem własnej duchowości. Jeśli nawet ma świadomość, że jest tylko naczyniem przyjmującym różne duchowości, ulega najczęściej złudzeniu, że całkowicie sam dokonuje ich wyboru. Tak byłoby jednak tylko wtedy, gdyby na ziemi nie przebywały niewidzialne duchowe istoty oferujące ludziom niezliczoną ilość duchowości, aby tylko nie przyjęli tej jednej – duchowości Chrystusa. „I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie” (Ap 12:9). Niewiara ludzi w upadłe anioły nie jest niczym zaskakującym, ponieważ podstawowym celem tych niewidzialnych duchowych istot jest wzbudzenie u ludzi niewiary w ich istnienie. Wpływają na człowieka w taki sposób, aby ich wpływu nie dostrzegał, a przekazywaną mu duchowość przyjmował za własną, za swoją naturę, swoje potrzeby, a nawet myśli i poglądy. Dlatego niewierzący mówi: taki jestem. Ich celem jest także podtrzymywanie niewiary w Chrystusa. Kiedy zapytać ludzi, dlaczego nie wierzą w Boga, wielu odpowie, że z powodu cierpienia i niesprawiedliwości, jakie widzą na świecie. Gdyby istniał miłościwy Bóg – dodają – nie pozwoliłby na to. Niektórzy przedstawiają inne powody, w tym różne naukowe teorie. Nie ma jednak stuprocentowej pewności, czy one rzeczywiście są prawdziwą przyczyną ich niewiary, a nie głęboko skrywany sprzeciw wobec cierpienia i niesprawiedliwości na świecie oraz bezradność w pogodzeniu ich z obrazem miłościwego Boga. Bunt przeciw Bogu, „który pozwala na cierpienie”, może być głównym bodźcem, który wpycha te osoby na drogę „poszukiwaczy dowodów na nieistnienie Boga”. I muszą je znaleźć, aby uspokoić zbuntowane (i cierpiące) serce. Niewiara w Boga zawsze rodzi się z jakiegoś sprzeciwu połączonego z bezradnością w pogodzeniu zła (którego doświadczamy lub które widzimy) z istnieniem miłosiernego Boga.

Bez przyjęcia perspektywy Pisma Świętego – ukazującego wielki bój toczony pomiędzy Chrystusem i szatanem (zob. Rdz 3:15), którego szczytowym punktem jest odkupieńcza ofiara Syna Bożego (zob. J 19:30), objawiająca Boży ratunek dla człowieka i Jego miłość (zob. J 3:16, 1 J 3:1), stanowiąca źródło jego wiary w końcowe zwycięstwo dobra i źródło jego siły w toczonej walce (zob. Flp 4:13) – człowiek nigdy nie uwolni się od rozterek: czy istnieje Bóg? Nie uwolni się, ponieważ oprócz zła, cierpienia i niesprawiedliwości na świecie, będzie również widział dobro, sprawiedliwość i miłość. Także te w sobie, których pragnienie nieustannie wzbudza w nim Bóg i nimi go obdarza (zob. Rdz 1:26-27, Jk 1:17, Ga 5:22-23). I w końcu dlatego, że przed oczyma zawsze będzie miał Chrystusa z Jego niezwykłą ideą zbawienia ludzkości, za którą oddał życie. Jeśli przyjmie śmierć Jezusa za historyczny fakt, uznać Go musi za Boga albo za szaleńca opanowanego obłąkańczą ideą. Zbawcza ofiara Chrystusa to w istocie jedyna odpowiedź na ludzką bezradność w pogodzeniu istnienia w złym świecie miłosiernego Boga, jak również jedyne lekarstwo na cierpiące i zbuntowane serce (zob. Mt 11:28 BB, 1 P 5:7, Ps 55:23).

Osoby niewierzące nie mogą zdawać sobie sprawy, że jeszcze ktoś pomaga im w znalezieniu „dowodów” na nieistnienie Boga. Nie podejrzewają, że niewiara w Boga, jaką deklarują, jest dowodem nie zwycięstwa nauki i rozumu, ale zwycięstwa duchowych istot, przeciwnych Chrystusowi, inteligentniejszych od nich, posiadających większą wiedzę o życiu i niezwykłą zdolność dezinformowania, manipulowania faktami, tworzenia iluzji oraz wpływania na ludzkie uczucia i emocje.

Niewiara ostatecznie jest dowodem odrzucenia lekarstwa w Chrystusie. Niewierzący mają jednak mocny argument. Chrześcijaństwo, które „dzieli się” tym lekarstwem, czyli Chrystusem, nie tylko nie zaradziło złu, ale jeszcze rozwinęło je do niewyobrażalnych granic, dając przykład wielu autorytarnym i totalitarnym systemom. Nie mówiąc o narzucaniu innym swojego „lekarstwa” siłą, manipulacją i z pomocą władzy świeckiej. Na ten argument istnieje jednak odpowiedź, a prowadzi do niej pytanie: które chrześcijaństwo? Czy chrześcijaństwo poddane duchowości alternatywnej, czy chrześcijaństwo poddane duchowości Chrystusowej? Pierwsze nie tylko nie posiada „lekarstwa”, ale jest narzędziem alternatywnych duchowości w zniekształcaniu obrazu duchowości Chrystusowej. Właśnie dlatego tak wielu niewierzących utożsamia to chrześcijaństwo z Chrystusem i pośrednio Jego obwinia (i odrzuca) za to, co ono uczyniło i czyni. W utożsamianiu Chrystusa z „chrześcijaństwem alternatywnym” pomagają osobom niewierzącym upadłe duchowe istoty. Ich celem jest zawsze to samo: odrzucenie przez człowieka Chrystusa.


Miliardy duchowości


W istnienie na ziemi miliardów alternatywnych duchowości może powątpiewać nawet człowiek wierzący w Boga, choć informacja Pisma Świętego o „zrzuceniu na ziemię” jednej trzeciej aniołów, które zbuntowały się przeciw Bogu (zob. Ap 12:4.7-9), spośród „niezliczonej liczby” zamieszkujących całe niebo (zob. Hbr 12:22) może dać mu wyobrażenie, z jak ogromnego arsenału alternatywnych duchowości korzysta szatan, aby wpływać na ludzi i utrudniać im przyjęcie duchowości Chrystusowej. Co więcej, potrafi on imitować duchowość Chrystusową, aby zwodzić samych wierzących (zob. 2 Kor 11:14-15). Choć Duch Święty obnaża przed ludźmi naturę alternatywnych duchowości oraz ulotność substytutów szczęścia, wielu trzyma się ich kurczowo, bojąc się pustki, której nie zniesie serce. Niejedna osoba może pukać się w czoło, słysząc chrześcijan mówiących o bytowaniu na ziemi miliardów duchów, choć nie dziwi jej istnienie miliardów ptaków, miliardów ryb, miliardów innych zwierząt i organizmów, czy też żyjących w ciele człowieka 100 bilionów mikroorganizmów (niektóre dane mówią o 500 bilionach mikrobów). Nie ma powodu, dla którego w niewyobrażalnej dla człowieka przestrzeni wszechświata nie mogłaby przebywać niewyobrażalna ilość duchów, a nawet ogromna ich liczba w wyobrażalnej przestrzeni naszej planety. To, że przerasta to naszą wyobraźnię i ich nie widzimy, nie wyklucza ich bytu. Jeśli są istotami niewidzialnymi i przewyższającymi człowieka wielokrotnie inteligencją, znającymi doskonale jego osobowość, słabości, pragnienia, sposób postępowania i naturę grzechu, a najważniejszym celem ich egzystencji jest uniemożliwienie mu przyjęcia Chrystusa, to niezwykle łatwo mogą na niego wpływać i nim manipulować, działając nieustannie w ukryciu.

Warto tu przytoczyć pewne zdarzenie z życia apostoła Piotra. Na pytanie Jezusa skierowane do uczniów „Za kogo wy mnie uważacie?”, Piotr wypowiedział te znane słowa: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” (Mt 16:15-17). Jezus stwierdził wtedy, że Piotr sam do takiego wniosku nie doszedł („nie ciało i krew objawiły ci to”), lecz Bóg mu to objawił. Piotr wypowiedział tę prawdę o Jezusie, ponieważ poddał się wpływowi Bożego Ducha. Wkrótce po tym wyznaniu Jezus poinformował uczniów, że będzie cierpiał i zostanie zabity w Jerozolimie. Tym razem Piotr strofuje Jezusa: „Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie”. Jezus „obróciwszy się, rzekł Piotrowi: Idź precz ode mnie, szatanie!” (Mt 16:21-23).

Jezus ani trochę nie przesadził, mówiąc tak do Piotra, ponieważ Piotr poddał się wpływowi szatańskiego ducha, który wykorzystał go, aby kusić Chrystusa. Piotrowi moglibyśmy zadać pytanie, jakie postawił Hiob: „Z czyją pomocą wypowiedziałeś te słowa, a czyj duch wypowiedział się przez ciebie?” (Hi 26:4). Dlaczego Piotr uległ wpływowi szatana? Ponieważ wpadł w pychę po poprzednim wyznaniu o „Chrystusie, Synu Boga” i wyjaśnieniu Jezusa, że Bóg przez niego przemówił. „Przeze mnie przemówił Bóg!” – musiał z rozkoszą rozpamiętywać Piotr. Jego pycha stała się drzwiami, przez które szatan mógł łatwo na niego wpłynąć. Nie inaczej działa to dzisiaj. „Bo nie wy jesteście tymi, którzy mówią, lecz Duch Ojca waszego, który mówi w was” – Mt 10:20.


Alternatywne chrześcijaństwo


Nie trudno zauważyć, że duchowością Chrystusa nie żyje całe chrześcijaństwo. Wystarczy spojrzeć na duchowość Chrystusową cechującą Kościół apostolski i porównać ją z duchowością współczesnego chrześcijaństwa. Wielu chrześcijan nie przypuszcza nawet, że tzw. święci pośrednicy i orędownicy, razem z ich kultami, to produkty alternatywnych duchowości, które wniknęły do chrześcijaństwa ok. IV wieku. Dotyczy to również duchowości maryjnej z kultem Maryi. To najbardziej wyrazista duchowość całkowicie obca Kościołowi apostolskiemu i przez kilka wieków poapostolskiemu, gdyż i ona przeniknęła do chrześcijaństwa ok. IV wieku. Apostołowie nie znali, nie głosili i nie tworzyli duchowości maryjnej, podobnie Kościół pierwszych wieków nie tworzył duchowości Piotrowej, Pawłowej, Janowej czy Jakubowej. Nie tworzył, ponieważ żył i karmił się wyłącznie duchowością Chrystusa (zob. J 4:13-14, 6:35, Mr 14:22-24), gdyż „wszyscyśmy zostali napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12:13). Co więcej, duchowość Chrystusowa była – i nadal jest – jedyną duchowością chroniącą Kościół przed atakami duchowości alternatywnych. Cały Stary i Nowy Testament – obydwa przymierza Boga celebrują tylko jedną duchowość: Mesjasza.

Nie istnieje neutralny teren pomiędzy duchowością Chrystusową i duchowością alternatywną, gdzie człowiek mógłby ukryć się przed ich wpływem. Jezus powiedział: „Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie, a kto nie gromadzi ze mną, rozprasza (Łk 11:23). Kto nie jest z Chrystusem, ten de facto firmuje, wspomaga i uwierzytelnia alternatywne duchowości oraz afirmuje, aprobuje i sankcjonuje alternatywne szczęścia. Jeśli Duch Boży nie prowadzi człowieka (zob. Rz 8:14), to jest w mocy ducha Jego przeciwnika. Nie ma trzeciej drogi: „Wiemy, że jesteśmy z Boga, cały zaś świat leży w mocy Złego” (1 J 5:19 BT) i nie przyjęliśmy ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga” (1 Kor 2:12), dlatego nie walczymy z ludźmi, ale ze zwierzchnościami, władzami, rządcami świata ciemności i złymi duchami w przestworzach” (Ef 6:12 BP). Jeśli człowiek nie chodzi w światłości i mocy Jezusa, to chodzi w ciemności i jej mocy, która wypełnia wszystko, co znajduje się poza Jego światłością: „Ja jestem światłością świata; kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności: (J 8:12). To znaczy, że jest poddany jej duchowi, gdyż „Kto łączy się z Panem, jest z Nim jednym duchem” (1 Kor 6:17). Dlatego apostoł Paweł radzi: „Jak przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodźcie, wkorzenieni weń i zbudowani na Nim” (Kol 2:6-7). Ponieważ każda duchowość stanowi pokarm dla duszy, stąd, gdy nie posilamy się duchowo Chrystusem (J 6:32-35, 53-59 – i nie chodzi o eucharystię), to posilamy się duchowością alternatywną. Poza Chrystusem wprzęgnięci jesteśmy w duchowość alternatywną. Nie ma próżni duchowej.

Gdy Jezus mówi: „Prawdziwi czciciele będą oddawać Ojcu cześć w Duchu i w prawdzie. I tylko takich pragnie mieć Ojciec” (J 4:23 BWP), to znaczy, że nie ma innego sposobu oddawania czci Bogu, jak tylko w Jego Duchu i prawdzie. Bez Jego Ducha nie ma życia w prawdzie. A bez prawdy, którą jest Jego Słowo (zob. J 17:17), objawiające i opiewające wyłącznie duchowość Chrystusową, nie ma prawdziwego szczęścia.

Piotr Stanisławski